I nie zastać po powrocie spakowanych walizek na progu.

Więc postanowiłeś wystartować w maratonie, tylko nie wiesz czy dasz radę, bo masz żonę i dwójkę małych dzieci? To świetnie trafiłeś, mi się ta sztuka już raz udała i nawet nie musiałem po tym spać na kanapie. A już w sobotę zamierzam ją powtórzyć.

Na początek jednak pytanie. Ważne. Bardzo. Co chciałbyś osiągnąć i ile jesteś w stanie poświecić? Jeżeli chcesz łamać trzy godziny i bieganie zaspokaja absolutnie wszystkie twoje potrzeby, to odsyłam na bardziej profesjonalne strony. Tam nie przejmują się takimi niuansami, jak to czy masz czas i co twoja żona opowiada o tobie przyjaciółkom. Gdybyś jednak bardziej niż wysoką pozycję w końcowym rankingu, cenił szczęśliwe i intensywne życie rodzinne i zamartwisz się czy to jest w ogóle możliwe, to mam dobrą wiadomość: tak, maraton jest w zasięgu twojej ręki.

Ale po kolei.

Bieganie to sport rodzinny.

Bieganie to sport rodzinny.

Każdy doświadczony biegacz ci powie, że w bieganiu, a już szczególnie w przygotowaniu do maratonu, najważniejsza jest systematyczność. Ty możesz o niej zapomnieć. O dzieciach, można powiedzieć absolutnie wszystko, tylko nie to, że są przewidywalne. Planujesz biegać wieczorami? Wierz mi, prędzej czy później któraś z twoich pociech zrobi sobie święto lasu i uzna, że dzisiaj idzie spać o północy. I zawsze będzie to dzień treningu. Więc będzisz siedział koło niej, śpiewał, czytał i opowiadał z uśmiechem na ustach, bo przecież jesteś dobrym ojcem i nie chcesz krzyczeć na dziecko z powodu opuszczonego treningu, prawda? A jak tylko przestawisz się na bieganie z samego rana, to młode w jednej chwili podąży twoim śladem i zacznie wstawać razem z kurami. O ile oczywiście masz szczęście, bo przy dwójce, bardzo, ale to bardzo prawdopodobne jest, że jedno będzie nocnym markiem, a drugie będzie robić za budzik.

Jak wtedy żyć?

Twoim ratunkiem jest pomysłowość. Kombinuj i nieustannie szukaj sposobu, żeby zaskoczyć swoje dzieci, tak żeby nie mogły utrudnić ci treningu. Biegaj do pracy, kup joggera, zaangażuj w opiekę siostrę (chociaż ten sposób jest ryzykowny, bo żona może zechcieć cię wykorzystać w wolnym czasie; szkoda, że najczęściej do sprzątania). Jednym z lepszych pomysłów na pobieganie, niestety raczej jednorazowym, było wysłanie żony do psiapsióły, która mieszka akurat dziesięć kilometrów pod miastem. I kiedy one siedziały i plotkowały, ja, po powrocie z pracy, sobie do nich pobiegłem i wróciliśmy już razem samochodem. Uwolnij swoją kreatywność.

Regularne, długie wybiegania w weekend też raczej nie wchodzą w rachubę. W końcu chcemy spędzić czas z dzieciakami, no nie? Ale nie stoisz na straconej pozycji. Zawsze można wybłagać jeden albo dwa weekendy i wyskoczyć na jakieś zawody. Nie zapomnij tylko oddać żonie samochodu, wtedy trzeba będzie na start podbiec i biegusiem wrócić. A licznik kilometrów bije.

Kto powiedział, że dzieci przeszkadzają w bieganiu? (foto. http://sport.elka.pl)

Kto powiedział, że dzieci przeszkadzają w bieganiu? (foto. http://sport.elka.pl)

Zresztą można połączyć przyjemne z pożytecznym – wybierz się na zawody z dziećmi. I swoje wybiegasz i dzieciom sprawisz frajdę. A i twoje Kochanie z chęcią pomacha wam białą chusteczką w cholerę, za godzinę świętego spokoju.

Poza tym wystarczy spojrzeć na moje endomondo: losowość i totalny przypadek, to moi główni sponsorzy.

Jak już ogarniesz, co zrobić, żeby swoje wybiegać, trzeba pomyśleć o samym biegu. Kiedy twoja żona pracuje i może realizować swoje pasje, to masz jeszcze jakąś możliwość negocjacji. Ale moja sytuacja wygląda tak: chce wyjść na jakieś siedem godzin, pohasać sobie radośnie po górach, podczas gdy ona miałaby robić to co zwykle od ostatnich dwóch lat: zajmować się dwójką naszych dzieci. I jeszcze śmiem oczekiwać, że z uśmiechem na ustach będzie na mnie czekać na mecie. To po prostu nie ma szans wypalić.

Pro tip: znajdź kogoś z kim będziesz biegał, a kto ma żonę, z którą twoja się dogaduje. Jak mają jeszcze dziecko, to już jest poezja. Im więcej takich osób znajdziesz tym lepiej dla ciebie. Nie dosyć, że nie będzie spiny, że znikasz na pół soboty, to jeszcze macie szansę wyskoczyć na całkiem fajne wakacje w większym gronie. To jest typowy przykład sytuacji, kiedy wszyscy wygrywają: ty dostaniesz błogosławieństwo, twoja lepsza połowa nie zostaje sama, a dzieciaki jakoś się sobą zajmą. I na mecie wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni.

I na koniec praktyczna rada: rekordu Polski nie pobijesz, na zwycięstwo też raczej nie masz szans, więc dziesięć sekund straty cię nie zbawi. O ile nie czołgasz się w agonii, weź przed metą dzieciaka na ręce, niech też zakosztuje twojego sukcesu. Ostatnim razem moja córka była tak podjarana, że przebiegła z tatą maraton, że opowiadała o tym wszystkim dookoła przez parę następnych dni.

Tak się kończy maraton!

Tak się kończy maraton! (foto pani Bernadetta Lipińska)

I kiedy już pokonasz te wszystkie trudności i niedogodności, to gwarantuję, że te śmieszne 40 kilometrów do przebiegnięcia to będzie spacerek, który pokonasz w podskokach i bez większych problemów.

Czego sobie i wszystkim przyszłym maratończykom serdecznie życzę.

Ok, tyle ode mnie.

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś, koniecznie zapisz się do newslettera na medal - o tutaj

Krótsze formy i jakieś zdjęcia wrzucam też na facebooka - kliknij tu

Możesz też zostawić komentarz, albo udostępnić ten wpis swoim znajomym

Udostępnij:Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Pin on PinterestEmail this to someone