Trudno o dobrą recenzję, ale jeszcze trudniej o dobry film…

Dawno temu, pewnego pięknego dnia (mniej więcej w zeszły piątek), na nadzwyczajnym zebraniu Grupy Kryzysowej(TM) w pewnym studiu filmowym…

„Panowie, nie ma co owijać w bawełnę, jesteśmy w czarnej dupie. Jakiś geniusz pokazał szefowi „Małą Syrenkę” i teraz mu się roi, że będziemy drugim Disneyem. Niszę znalazł, orzeł biznesu jeden…

Wiem, wiem, do tej pory nie robiliśmy bajek, ale w końcu to nie lot na księżyc – co może pójść źle?

Ale my tu gadu gadu, a zegarek tyka. Jakieś pomysły? Ktoś się w ogóle na tym zna? Ktoś z was  był kiedyś w kinie? Agnieszka? Byłaś raz w liceum na „Tajemniczym Ogrodzie”? No i gitara, będziesz reżyserować. Wróżę ci międzynarodową karierę.

Jak już o tej gitarze mi się wyrwało, to ktoś by musiał dźwięk ogarnąć. Jest tu jakiś Janko Muzykant? Fryderyk, ty chyba kiedyś brzdąkałeś na organkach, zresztą do dzisiaj pamiętamy twoje Karaoke. Hehe, szczególnie Krystyna… Wiem, że pijany byłeś, na trzeźwo nikt takich rzeczy nie robi przy ludziach. Nic się nie przejmuj, wszyscy wielcy tworzyli po pijaku. Chłopie, przed twoją wątrobą ciężkie wyzwanie.

Kto chce robić za Picassa? W końcu samo się nie narysuje. Tomek! Ty jakieś dzieciaki chyba miałeś? Coś tam im pewnie rysujesz. Że tylko żabki? No i fajnie, będzie film o żabach. A wiewiórkę umiesz? Moja córka lubi wiewiórki. Nie? No to się nauczysz.

Kto bierze bohaterów? Ilona, ty się chyba czymś podobnym zajmowałaś? Co, że tylko drugoplanowe? Wymówek nie szukaj, drugo, czy pierwszo, co za różnica. Imion nie umiesz wymyślać? A co to za filozofia? Spójrz na Tolkiena – Oli, Boli, Bimbo, Grimbo i Legolas, a jaki sukces odniósł. Dasz radę kobieto.

Stary coś jeszcze przebąkiwał, że ma być śmiesznie. Karol! Ty tam kiedyś jakiś turniej miałeś, czy inną telenowelę, na żartach się znasz, ogarniesz temat? Co? To jeszcze jest na antenie? To ile to już ma lat? Zresztą nieważne, nawet lepiej, nie wypadłeś z obiegu.

Dobra, to wszystko z grubsza byśmy mieli, możemy zakasać rękawy i… Jaki scenariusz? To bajka musi mieć scenariusz? Przecież to dla dzieci jest. Skąd ja teraz scenarzystę wytrza… Kogo tam znowu niesie? Pizzę pan przyniósł? A nie chciał by pan kariery w filmie zrobić? Dwa słowa trzeba napisać o żabie. I wiewiórce. Da pan radę, trochę więcej wiary we własne siły. Witamy na pokładzie.

No to teraz już mamy komplet, czas brać dupę w troki. Nie takie dedlajny się wyrabiało. Za tydzień premiera.”


 

Ten bełkot, kompletnie wyssany z palca, powstał jako mój wewnętrzny opór przed napisaniem recenzji „Rechotka”, malezyjskiej bajki, na którą wybraliśmy się w ramach dnia dziecka (znaczy, że z dziećmi się wybraliśmy). Sama bajka nie była jakoś wybitnie zła, raczej przeciętna i takie też było cokolwiek nie próbowałem o niej napisać.

Żeby jednak dopełnić obowiązku i jakoś podsumować ten film ucieknę się do krótkiej, suchej listy.

Minusy:

  • scenariusz – początek mocno przegadany, co jest w bajce równie pożądane co golizna i sceny przemocy
  • postaci drugoplanowe – tutaj zastosowano dziwny zabieg – pojawiają się, popychają bohatera do przodu i tyle ich widzieliśmy. Poza tym, każdy reprezentuje inną nację – to znaczy, że zdarza im się wtrącać obce zwroty w swoich „natywnych” językach. W bajce dla dzieci, które z założenia dopiero co się polskiego nauczyły to cokolwiek dziwne.
  • humor – no cóż, dyplomatycznie mówiąc, to ze śmiechu nie umarłem.
  • animacja – tu mam mieszane uczucia, bo jak postaci są zrobione ładnie, to każda bardziej dynamiczna scena razi amatorszczyzną
  • zakończenie – tego się nie da opisać :) wyglądało tak, jakbym teraz dopisał, że to tyle.

Plusy:

  • akcja się rozkręca pod koniec, ale minimalnie
  • naprawdę ładna i kolorowa oprawa graficzna, byłoby idealnie, jakby tylko gadali i chodzili i pokazywali landszafty.
  • dzieciom się podobało

Nie chcę napisać, że żałuję. Tragedii nie było, było przeciętnie. Uznałem, że nie będę się uprzedzał do nieznanego, egzotycznego studia, zresztą często polski dubbing jest klasą samą dla siebie i robi cały film. No nie tym razem. Gdyby nie chodziło o dzień dziecka, to wolałbym poczekać miesiąc i iść na minionki. A tak, będę i tu i tu.

PS. Wszelkie podobieństwo do uznanych i szanowanych polskich twórców, jest w pełni zamierzone, aczkolwiek niekoniecznie oddaje autora, czyli mój, stosunek do nich. Po prostu nie umiem wymyślać imion.

Zdjęcie w nagłówku: By Angie Garrett (originally posted to Flickr as Ribbit) [CC BY 2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/2.0)], via Wikimedia Commons

Ok, tyle ode mnie.

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś, koniecznie zapisz się do newslettera na medal - o tutaj

Krótsze formy i jakieś zdjęcia wrzucam też na facebooka - kliknij tu

Możesz też zostawić komentarz, albo udostępnić ten wpis swoim znajomym

Udostępnij:Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Pin on PinterestEmail this to someone