Już od jutra można składać wnioski o nagrodę za jurność, znaczy o rządowe dofinansowanie na każde dziecko. Pod warunkiem, że nie jest ono pierwsze w rodzinie. I nie ma na imię Bronisław. Ani Donald (a nie to było tylko w pierwszym szkicu ustawy).

Ponieważ osobiście niespecjalnie wierzę, że ten program utrzyma się w obecnym kształcie dłużej niż do początku kadencji następnego rządu, warto zastanowić się jak można wydać te pieniądze, tak żeby nie stały się newralgiczną częścią budżetu (i tym samym uniknąć przykrej niespodzianki, jeżeli nagle znikną).

  1. Oszczędzanie – zacznijmy racjonalnie i z głową. Do końca kadencji zostało jakieś 40 miesięcy co daje nam 20000 zł. Całość odkładamy systematycznie gdzieś na boku i kiedy latorośl postanowi się dokształcić/ochajtać/założyć własny biznes możemy wspomóc ją dofinansowaniem. Korzystając z najzwyklejszej lokaty, przez 10 lat można uzbierać dodatkowo 8000 złotych, co razem daje nam po 14000 na dziecko.
    A gdybym jednak okazał się kiepskim prorokiem i program utrzyma się dłużej, to systematycznie odkładając 500 zł przez 10 lat można uzbierać 72000 zł. Wystarczy na wypchnięcie dwójki pociech na szerokie wody samodzielności i jeszcze jakieś drobne, na regeneracyjną wycieczkę w jakieś ciepłe miejsce dla strudzonych wychowywaniem dzieci rodziców.
  2. Podróże małe i duże – jeżeli nie masz zaufania do tego, że przez 10 lat nie nadszarpniesz oszczędności, a mimo wszystko chcesz, żeby twoje dzieci miały z programu coś więcej niż bułkę z szynką, kolejną rozsądną propozycją, jest przejeżdżenie ich. Podróże kształcą, a 500 złotych powinno starczyć na jakiś miły jedno, czy dwudniowy wypad, do któregoś z ciekawszych Polskich miast i zobaczenie co nieco z naszej historii.
    Przykład? Proszę bardzo: bilety na pociąg kupione odpowiednio wcześniej dla czteroosobowej rodziny: 150zł, nocleg w hotelu: 150 zł i zostaje 200 zł na jakieś jedzenie, czy bilety na różne atrakcje. Ewentualnie bez noclegu lub na waleta u znajomych, a wtedy to już na pełnym wypasie.
    Jeżeli jednak wolisz coś bardziej w stylu high life, to służę radą. Dziewczyny z Mataja.pl były niedawno w Ustce w jednym takim hotelu. Roczne uposażenie od rządu powinno ze spokojem wystarczyć na pokrycie kosztów tygodniowego pobytu w tym przybytku rozkoszy ziemskich, dojazdu i wszelkich atrakcji nie oferowanych przez hotel. I jeszcze coś powinno zostać na waciki.
  3. Bezpieczeństwo – gdzieś po facebooku przewinęło mi się zdjęcie gazety, pewnie jakiegoś Faktu, czy innego Superexpressu, na którym widać było artykuł doradzający jaki samochód wybrać za obiecane przez premier Szydło pieniądze. Chociaż na początku wydało mi się to śmieszne, to jednak po namyśle uznaję, że to wcale nie taki głupi pomysł. Za te pieniądze można by kupić na przykład nową Fabię, co w porównaniu z tym co jeździ po naszych drogach (sam mam 12 letni samochód) byłoby ogromnym krokiem naprzód i wyszłoby na dobre nie tylko beneficjentom, ale też środowisku.
    Mając jednak na uwadze, że kasy może nie starczyć na pokrycie w całości  kosztów nowego samochodu, myślę, że warto chociaż rozważyć zakup nowych opon, kupno lepszego fotelika dla dziecka czy gruntowny przegląd tego naszego auta. W naszym kraju wciąż popularne są opony z odzysku, a problem ten dotyka nawet najwyższych urzędników w państwie, więc może warto skorzystać z okazji i to zmienić?
  4. Rozwój osobisty – tu może trochę po bandzie pojadę i wyskoczę z nieco odważną propozycją, ale za 500 zł można nabyć drogą kupna około 16 książek. Co powinno wystarczyć, żeby każdemu domownikowi kupić tygodniowo jedną pozycję. Czyż może być lepszy sposób na poprawę czytelnictwa? Zasadniczym minusem (dla co poniektórych, patrząc na wyniki ostatniego badania stosunku Polaków do czytania) może być to, że te 4 książki miesięcznie wypadałoby jeszcze przeczytać, żeby rzeczony rozwój mógł się zadziać, ale czego się nie robi dla dzieci, żeby świecić przykładem, prawda?
  5. Trochę magii na co dzień – pomysł niekoniecznie poważny, ale nie można wszystkiego traktować tak serio, poza tym czwórka podobno pechowa jest, więc musiałem wymyślić punkt piąty.
    Otóż, jak pewnie wiecie mam córkę, w wieku mniej więcej „tatusiu, tatusiu, ja chcę kucyka!”. No więc tak, za 500 złotych miesięcznie możecie swojej pociesze zafundować takie właśnie zwierzę. Trzyletni szetland kosztuje jakieś 1600 zł, więc potrzeba trzech miesięcy zbierania, a resztę kasy powinno wystarczyć na opłacenie miesięcznych kosztów utrzymania go w stajni, gdzieś niedaleko waszego domu. Może nie jest to najbardziej rozsądny sposób na wydanie 500 złotych miesięcznie, ale c’mon, córce odmówisz? Pytanie co zrobić z kucem, kiedy rząd zorientuje się, że nie ma kasy na finansowanie fanaberii małych księżniczek, pozostawię w tym samym miejscu, w którym musiałby zostać rozsądek, żeby na coś takiego się w ogóle zdecydować.

Tyle moich propozycji. Jak znam życie to oszczędzanie na pewno mi nie wyjdzie, więc może chociaż gdzieś sobie pojeździmy?

A ty, czy masz już pomysł jak wydać tę kasę?

Ok, tyle ode mnie.

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś, koniecznie zapisz się do newslettera na medal - o tutaj

Krótsze formy i jakieś zdjęcia wrzucam też na facebooka - kliknij tu

Możesz też zostawić komentarz, albo udostępnić ten wpis swoim znajomym

Udostępnij:Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Pin on PinterestEmail this to someone