Podobno istnieje coś takiego jak ospa party – impreza, organizowana przez rodziców chorych dzieci, dla rodziców zdrowych dzieci, celem zarażenia tych ostatnich (dzieci znaczy się, nie rodziców). Jest to cokolwiek karkołomna metoda, ale po niecałym miesiącu bujania się z pociechami w kropki jestem w stanie zrozumieć ten pomysł. Może nie od razu pochwalać, ale dostrzegam pokrętną logikę, którą kierują się imprezowicze.

Ospa jest jak reakcja łańcuchowa – jeżeli zarazi się jedno dziecko, to masz prawie jak w banku, że dwa tygodnie później reszta zdrowych dzieci w domu będzie w kropki. My się łudziliśmy, że może Młodego ominie (choróbsko przywlokła Młoda), ale jak to podsumowała nasza pediatra, żeby wyeliminować ryzyko zarażenia, trzeba by się z dzieckiem wyprowadzić z domu. Ilustrując to przykładem: pewnego pięknego dnia przyłapaliśmy Młodego, jak dźgał Młodą kabanosem, którego potem radośnie skonsumował. Uniknięcie zarażenia drugiego dziecka w domu to kwestia większego szczęścia niż trafienie szóstki w lotto.

Zarazić się ospą można jeszcze przed wysypaniem. W ten sposób złapała ją nasza córka. Poszła nocować do koleżanki, która na drugi dzień była cała w kropki. Dokładnie dwa tygodnie później wysypało Młodą. Urocze.

Ospa jest upierdliwa, ale nie tak straszna jak mi się wydawało. Pomijając oczywiste niewygody, w postaci konieczności kiszenia dziecka w domu przez pierwszy tydzień (papa, wyjeździe na Sylwestra w góry) i niemożność posłania go do przedszkola przez kolejny tydzień (co, jak łatwo policzyć u dwójki dzieci równa się miesiąc urlopu, spędzonego na wymyślaniu zajęć znudzonym dzieciom), sama choroba jest mało uciążliwa. A przynajmniej u nas taka była. Dzieciaki nie drapały sie jakoś drastycznie i tylko jeden dzień i jedna noc u każdego z nich była ciężka. U naszych dzieci, najgorzej było drugiego dnia po wysypaniu i później w nocy. Potem tylko okazjonalnie trzeba było przypominać o niedrapaniu i przytulić Młodego od czasu do czasu. No i w kółko oglądać Krainę Lodu na zmianę z Zaplątanymi.

Można być niewyspanym, kładąc się o 23 i wstając o 9, a nieprzespane noce są bardzo ciężkie. Jak my mogliśmy je wytrzymywać przez pierwsze miesiące życia naszych dzieci!? Chyba trzeba zrewidować plany na liczbę potomstwa…

A propos. Warto w takiej sytuacji pamiętać o starej wojskowej zasadzie (nie żebym kiedyś był w wojsku), że śpi się kiedy można, a wstaje, kiedy budzą.

Siedzenie cały dzień w domu bywa strasznie męczące i ma bardzo, ale to bardzo mało wspólnego z odpoczynkiem. Serio, możliwość wyjścia na pocztę, przywitałem niczym dwutygodniową, zagraniczną wycieczkę all inclusive. Dużo bym dał, żeby móc uciec do pracy, ale akurat miałem wolne (które mieliśmy spędzić w górach!).

Po wysypaniu Młodej, trzeba było zaszczepić Młodego i jechać w te pieprzone góry. Skończyło się tak, że nasza kochana córunia sprzedała Młodemu ospę, po czym zawinęła kitę i poszła na imprezę do kuzynów, a my spędziliśmy Sylwestra próbując przez dwie godziny uśpić Młodego. Cud, że zdążyliśmy otworzyć szampana przed północą.

Jesteś w stanie sprzedać wszystko rodzicom chorego na ospę dziecka, pod warunkiem, że obiecasz im, że nie będzie się po tym drapać i zrobisz to pierwszego dnia choroby. Później jest po ptakach, bo choroba zaczyna coraz mniej dawać się we znaki.

Koniec, końców ospę mamy z głowy. Jeszcze tylko kilka chorób wieku dziecięcego i nasze pociechy zaczną spędzać Sylwestra samodzielnie, a my wtedy zamiast się bawić, będziemy nerwowo obgryzać paznokcie, zastanawiając się czy jeszcze żyją. Niech żyje rodzicielstwo!

Ok, tyle ode mnie.

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś, koniecznie zapisz się do newslettera na medal - o tutaj

Krótsze formy i jakieś zdjęcia wrzucam też na facebooka - kliknij tu

Możesz też zostawić komentarz, albo udostępnić ten wpis swoim znajomym

Udostępnij:Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Pin on PinterestEmail this to someone